Podatek obrotowy od sklepów wielkopowierzchniowych
Jedną z wyborczych obietnic Prawa i Sprawiedliwości było obciążenie banków i hipermarketów podatkiem obrotowym, z którego obecnie zwolnione są największe sieci handlowe i przez co do budżetu nie trafiają olbrzymie pieniądze z tego tytułu. Od lipca sporo się zmieniło, a PiS posiadając prezydenta, premiera, rząd i większość w Sejmie może tę obietnicę rzeczywiście wprowadzić w życie. Czy tak się stanie czas pokaże, jednak z pewnością byłby to mały przewrót zarówno dla przedsiębiorców, jak i ich klientów, czyli większości obywateli.
Pomysł ma swoich zwolenników, którzy zauważają, że hipermarkety, które w większości są firmami zagranicznymi, są rzeczywiście pod tym względem uprzywilejowane w stosunku do małych handlarzy, ponieważ nie płacą podatku od dochodu, co uszczupla budżet państwa corocznie o niemałe kwoty. Nieobciążone daninami fiskalnymi mogą pozwolić sobie na atrakcyjniejsze kształtowanie cen, w przeciwieństwie do przedsiębiorców, którzy taki podatek muszą odprowadzać, i którzy stanowią polski kapitał. Narzucone przez hipermarkety ceny poniżej wartości rynkowej na produkty polskich przedsiębiorców, powoli powodują tworzenie pozycji monopolistycznej marketów i wypierają małe i średnie sklepy z rynku. Jednakże zaznacza się, iż zmiany powinny być dobrze przemyślane, a ich wprowadzenie płynne i zaplanowane, ponieważ pomysł jest godny uwagi, szkoda byłoby go zepsuć rozemocjonowanymi działaniami.
Realizacja tego projektu miałaby sens, gdyby dotyczyła zamiany obecnie istniejącego podatku CIT na zryczałtowany CIT płacony od obrotu w wysokości 1 procenta, ale dla wszystkich firm. Podatek w takiej formie powoduje, że nie można przed nim uciec, jest łatwy do obliczenia oraz tani w poborze. Podatki płacą aktualnie wyłącznie małe i średnie sklepy, a duże sieci handlowe w wyniku zabiegów nazywanych optymalizacją podatkową od obowiązku tego się wymigują.
Jednakże pojawiają się również mniej optymistyczne wizje. W pierwszych zapowiedziach PiS wskazywał, że opodatkowanie dotyczyłoby dużych sieci detalicznych dowolnych branż, których całkowite obroty w danym roku przekroczyłyby 1 miliard złotych. Po zmianach zostałyby obciążone progresywnym podatkiem zależnym od wielkości obrotu, który wahałby się od 0,5% do 2%. Podobny zabieg został niedawno dokonany na Węgrzech, jednak nie wiadomo, czy wpłynął on na rzeczywiste podniesienie cen w marketach w skutek przerzucenia należnego podatku na klientów. Jednak można domniemywać, że nawet gdyby taka podwyżka miała miejsce, to w wyniku agresywnych procesów, jakie zachodzą na świecie i w Europie w zakresie walki o klienta i coraz bogatszej oferty rynkowej produktów i usług, tendencja ta byłaby raczej przejściowa, a z czasem ceny by się ustabilizowały, a być może nawet zaczęły delikatnie spadać.
Jednakże wszystko zależy od tego, czy pomysł w ogóle wejdzie w życie oraz jaką ostatecznie przybierze formę.