GIS przejadł środki przeznaczone na badania dopalaczy
W październiku 2010 roku, na polecenie rządu, przeprowadzono akcję, która miała raz na zawsze skończyć z dopalaczami. Faktycznie jednak nic nie wskórano, ponieważ przeciwko handlarzom dopalaczami nie ma silnych dowodów.
Miały nimi być wyniki badań, których podjęły się regionalne ośrodki Sanepidu. Półtora roku temu, podczas zamykania sklepów sprzedających substancje psychoaktywne, zatrzymano tysiące próbek dopalaczy. Próbki miały zostać poddane testom laboratoryjnym, na podstawie których udowodniono by, że dopalacze to nic innego jak środki toksyczne dla organizmu, wywołujące w nim spustoszenie. Choć materiał dowodowy jest, trudno o jakiekolwiek wnioski. Według dostępnych informacji przebadano zaledwie 50 proc. zgromadzonych próbek. Na wykonanie reszty testów, według urzędników, brakuje pieniędzy.
I tu pojawia się pytanie. Czy rząd organizując tak spektakularną akcję mógł nie zabezpieczyć środków finansowych na prowadzenie sprawy? Otóż nie. Jeszcze w październiku na ten cel przeznaczono 20 milionów złotych z budżetu państwa. Pieniądze zostały wyodrębnione konkretnie na badania dopalaczy. Skąd zatem braki finansowe. Wynikają one z faktu, że Sanepid pieniądze „przejadł”. Konkretnie wydał je na paliwo do służbowych samochodów, tonery do drukarek i… nowe krzesła. Wydatki nijak się mają do postawionych zadań, a obejmują kilkaset tysięcy złotych.
Obecnie rząd nie przewiduje kolejnych środków celowych. Oznacza to, że sprawa dopalaczy stanęła w miejscu, a zatem poniosła fiasko. Tym bardziej, że teraz rząd musi liczyć się z tym, że „przedsiębiorcy” od dopalaczy będą domagali się wysokich odszkodowań, za nieuzasadnione działania policji i Sanepidu. Co gorsza sądy będą orzekać na ich korzyść, a wszystko to z braku dowodów obciążających punkty handlujące dopalaczami.