Czy dawne bykowe wróci?
Festiwal obietnic wyborczych w toku, więc politycy chwytają się coraz to różniejszych pomysłów, by zwiększyć swoje poparcie w nadchodzących wyborach. Wobec rosnącego wyżu demograficznego oraz dochodzących ze strony społeczeństwa głosów, iż nie mają dzieci nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego, że ich na to nie stać, Platforma Obywatelska postanowiła całą swoją przedwyborczą uwagę poświęcić właśnie rodzinom.
PO proponuje więc nowy podatek, który jednocześnie zwiększy obciążenia fiskalne po stronie osób samotnych, bezdzietnych, co realizuje założenia idei dawnego bykowego. Plany wprowadzenia jednolitego podatku są inspirowane modelem francuskim, w którym dochód dzieli się przez liczbę członków rodziny. W efekcie może dojść do tego, że rodziny, szczególnie mniej zarabiające, zapłacą niższy podatek niż single.
Łatwo zobrazować to na przykładzie – singiel zarabiający pensję minimalną zapłaci od niej 35 proc. podatku, podczas gdy w rodzinie, w której są dzieci, rodzic zarabiający tyle samo może zapłacić nawet 25 punktów procentowych podatku mniej. Natomiast singiel zarabiający 3500 zł zapłaci maksymalną stawkę podatku w wysokości 39,5 proc., a dla rodziców o takich samych dochodach podatek ten wyniesie mniej o od 2 do 18 punktów procentowych. Paradoksalnie może dojść do sytuacji, w której pracodawcy bardziej będzie się opłacało zatrudnić rodzica dwójki dzieci niż osobę samotną, ponieważ koszt jego pracy wyrażony w wartości brutto będzie niższy. Obecnie oczywiście istnieją różnego rodzaju ulgi i profity podatkowe dla rodzin z dziećmi, jednak po wprowadzeniu zmian różnica w tych przywilejach znacznie by się powiększyła.
Zatrudnieni na tym samym stanowisku, z takim samym wynagrodzeniem brutto singiel i rodzic, będą otrzymywać na rękę pensję w różnych wysokościach, przy czym pensja tego drugiego będzie wyższa. I będzie się zwiększać wraz z pojawieniem się kolejnych członków rodziny.
Oczywiście rząd aktualnie skupia się jedynie na korzyściach wynikających z wejścia w życie zmian, a mianowicie na tym, że w portfelach podatników zostałoby więcej pieniędzy. Trzeba jednak mieć na uwadze, że mowa tu o podatnikach posiadających dzieci, a do tego najmniej zarabiających. Im większy dochód tym mniejsza będzie bowiem korzyść podatkowa.
Nie jest tajemnicą, że Polska stanęła w obliczu naprawdę dużego problemu, jakim jest starzejące się społeczeństwo i bardzo mały wskaźnik dzietności. Jednak trzeba mieć na uwadze, że w przypadku akceptacji i wejścia w życie tego pomysłu, osoba samotna zarabiająca 3500 zł, co biorąc pod uwagę stawki i ceny rynkowe stanowi minimum dla godnej egzystencji, a jednocześnie zestawiając to z przeciętnymi zarobkami (nie średnimi, bo takowe nie oddają rzeczywistego stanu), jest to pensja całkiem przyzwoita, co jest absolutnym paradoksem, musiałaby od tej kwoty odprowadzić aż 39,5-procentowy podatek. Oddawanie do budżetu prawie połowy swojej pensji, która nawet w pełniej wysokości nie pozwala na dostatnie życie, budzi więc uzasadniony sprzeciw.